O tym, że wstaliśmy wcześnie to chyba nie muszę pisać :),
ale dziś było jeszcze wcześniej niż zwykle. Pobudka 5:20, szybka toaleta i
wymarsz w ciemnościach z pokoju. O 6:20 z hotelowej recepcji ma nas zabrać
busik na opłaconą wcześniej wycieczkę na pustynię Wadi Rum - 35JD/1os (160zł). W sennej recepcji w
półmroku dostrzegamy jakiegoś obywatela nieznanej nacji popijającego
Coca-Colę!? W oczy rzucają się okulary, czarna czupryna i rozbrajający uśmiech.
Przedstawia nam się jako John z zamiarem wyjazdu na tą samą wycieczkę. Po
wymianie kilku zdań okazuje się, że to 30 letni Juan z Peru. A to ciekawostka.
Spotkanie peruwiańskiego backpackers'a to rzadkość porównywalna ze znalezieniem
muszelki nad Morzem Martwym ;) W drzwiach pojawia się nasz kierowca i zaprasza
do samochodu. W środku są już pasażerowie zapewne zbierani po hotelach. Zaraz
za nami z hotelu wylatuje Juan z plecaczkiem zostawionym przez Aurelię.
Szczerząc zęby unosi plecaczek i pyta czy to nasze. Przeszedł mnie dreszcz. W
plecaczku były dokumenty i pieniądze. Po wyjeździe z miasta wspólnik kierowcy
zaczyna zbierać pieniądze za przejazd. Tylko że zamiast umówionych 5JD (23zł)
od osoby woła 7JD. Ludzi protestują, ale nic to nie daje. Przez Jordanię
przewala się właśnie fala protestów i od wczoraj poszły w górę niektóre ceny o
ok. 40% :(. Król co prawda zapowiedział reformy, ale manifestacje w miastach
trwają nadal. Posłusznie więc wszyscy płacą i jedziemy dalej.
Dojeżdżamy do tzw. Visitors Center tu wszyscy biegną do kasy zaczepiani przez naganiaczy z licznych biur oferujących podobne wyprawy, kupujemy bilety po 5JD/os i wracamy do samochodu. Wjeżdżamy do najbardziej atrakcyjnej części pustyni zamienionej w wielki rezerwat, którego nazwa Wadi Rum wzięła się od nazwy znajdującej się tu wioski ok.7 km od Vis. Cent. Podjeżdżamy pod nasze biuro, gdzie nas wysadzają.
Dojeżdżamy do tzw. Visitors Center tu wszyscy biegną do kasy zaczepiani przez naganiaczy z licznych biur oferujących podobne wyprawy, kupujemy bilety po 5JD/os i wracamy do samochodu. Wjeżdżamy do najbardziej atrakcyjnej części pustyni zamienionej w wielki rezerwat, którego nazwa Wadi Rum wzięła się od nazwy znajdującej się tu wioski ok.7 km od Vis. Cent. Podjeżdżamy pod nasze biuro, gdzie nas wysadzają.
Czekamy ok. 1,5h, ale dzięki obecności Juana nie możemy się
nudzić. Opowiada nam o Peru i tradycyjnej Coce, której jest fanem, w
specyficzny dla siebie sposób, że nie można się nie śmiać :) Juan studiował na
Tajwanie i tam zaobserwował, że ludzie podróżują, więc postanowił sam
spróbować. Z niewielkim plecakiem, aparatem i Internetem w komórce w sandałkach
w których marzł biedak w Jordanii ruszył w kilkumiesięczną podróż po świecie. Dołącza
do nas jeszcze para z Niemiec i ruszamy zdezelowaną Toyotą 4WD wyglądającą jak
po błotnej kąpieli oraz z sympatycznym kierowcą-przewodnikiem Mohamedem do
pierwszego punktu na trasie – czyli zakupy w jedynych w Wadi Rumie sklepikach z
jedzeniem. Zjadamy tradycyjny falafel Sandwich za 1JD (4,6zł) i kupujemy
jeszcze 5 dużych bananów za 1,5JD (ok.7zł).
z Juanem (John)
centrum wioski Wadi Rum
Wjeżdżamy w piach. Trzęsie i wieje przez niedomknięte okna
choć słońce świeci ostro zakładamy polary i ortaliony.
Zatrzymujemy się przy źródełku Laurenca. Wysiadamy, a kierowca wskazuje miejsce ze 100m powyżej na skałach z jednym drzewkiem od którego schodzą w dół rurki z wodą i karze nam tam włazić.
Zatrzymujemy się przy źródełku Laurenca. Wysiadamy, a kierowca wskazuje miejsce ze 100m powyżej na skałach z jednym drzewkiem od którego schodzą w dół rurki z wodą i karze nam tam włazić.
Odruchowo szukamy
ścieżki lub nawet schodów, w końcu wracamy do kierowcy pytając, gdzie się
wchodzi. I słyszymy, everywhere. Rozbieramy się więc z ciepłych ubrań i
zaczynamy wspinaczkę po kamlotach. Przydaje się doświadczenie wspinaczkowe.
Ciekawe jak sobie radzą inni turyści? Jak się okazuje, tego typu wspinaczka będzie
się często zdarzała na tej trasie :)
Spoceni wsiadamy do naszej terenówki, a kierowca zadaje
pytanie Juanowi czy może powiedzieć dlaczego swoje grube ciuchy władował komuś
innemu do samochodu? Po raz kolejny podziwiamy uśmiech i nieśmiałe mistake.
Przemierzamy piaskową równinę, podziwiając inne pędzące i
wzbijające tumany kurzu terenówki, zmierzając w kierunku kolejnego masywu
skalnego. Cała pustynia jest niezwykle widokowa dzięki zalegającemu wszędzie
czerwonemu piaskowi i wyrastającym co parę kilometrów niesamowitym masywom
skalnym.
Kolejna atrakcja to wąziutki kanion wypełniony częściowo
wodą, w którym możemy podziwiać liczne starożytne rysunki naskalne.
Kanion to znowu
zabawa z wyszukiwaniem stopni i chwytów na przeciwległych ścianach. Wchodzimy w
głąb jednak tylko kilkadziesiąt metrów i kończymy eksplorację na wymagającym
progu skalnym, który z małpią zwinnością w japonkach pokonuje nasz przewodnik Mohamed.
Następnie w podskokach mkniemy w kierunku wydm z czerwonego
piachu zakończonych punktem widokowym dostępnym po przyjemnej wspinaczce.
Kierowca z uśmiechom wyznacza zadanie. 10 min na górę i 10sek na dół.
Rzeczywiście fajnie zjeżdża się po piachu.
Zatrzymujemy się kilometr dalej przy domu Laurence’a. Przy
okazji wspomniany Laurence to brytyjski żołnierz w arabskim przebraniu
dowodzący w okresie I wojny Beduinami z okolicy, co pomogło im wyzwolić się spod
Imperium Tureckiego. Do dziś darzony jest tu dużym szacunkiem.
Przejeżdżamy kolejne kilometry podziwiając przez okna
okolicę. Próbuję robić zdjęcia, ale jest to arcy trudne w tych warunkach. Przez
otwarte okno wiatr urywa głowę, a podskakujący co chwilę samochód dodaje
siniaków. Zatrzymujemy się na lunch. Po raz kolejny wysypujemy piach z butów
i wsuwamy swoje kanapki. Niestety
spokojne delektowanie posiłkiem i widokiem zakłócają dziesiątki natrętnych
much. Zupełnie nie rozumiemy o co im chodzi?
Mkniemy teraz do najtrudniejszej atrakcji na trasie czyli
skalnego mostu. Tu już prawdziwa II lub III w tatrzańskiej skali wspinaczkowych
trudności do pokonania bez
asekuracji. Umotywowani możliwością
uwiecznienia na fotografii w tak niezwykłym miejscu uczestnicy wycieczek bez
przygotowania i sprzętu dają z siebie wszystko. Niemcy odpuszczają w zasadzie
po pierwszym spojrzeniu, tym razem odpuszczam również polując z aparatem na Aurelię.
Podziwiamy karkołomne wyczyny naszego Peruwiańczyka, który
ma spore problemy na zejściu. Trzeba przyznać, że bardzo aktywnie pomagają
ludziom beduińscy przewodnicy z niektórych biur. Byliby zapewne świetnymi
wspinaczami. Obserwuję ich niesamowite popisy w „sukienkach: i turbanach. Jeden
z nich pokazując klientom, że nie ma tu nic trudnego chodzi po stromym, gładkim
zboczu skalnym - 20m nad ziemią na samych rękach!
Wreszcie zmierzamy w kierunku naszego pustynnego campu. Pod
rozgwieżdżonym niebem pustyni w specjalnie przygotowanych namiotach spędzamy
noc.
namioty 2-osobowe, wygodne łóżka z dużą ilością kołder
Podziwiając z
pobliskich skał zachód słońca nad Wadi Rumem, jemy wspólnie super-kolację
przygotowaną przez kucharzy w obozie.
nasz living room
Rano o 6,30 pobudka, aby uchwycić wschód słońca.
Potem szybkie
śniadanie i powrót do biura. Tu już na nas czekała zamówiona taksówka, którą
jedziemy do Aqaby.
Kazdy kolejny wasz post bije poprzedni,zarowno pod wzgledem ciekawych relacji jak i pieknych zdjec. Slychac cos tam na miejscu o napieciach i bombardowaniach w Izraelu? Jaka atmosfera? Czy jakos w praktyce odczuwacie wplyw wydarzen w okolicy ,w ktorej jestescie?
OdpowiedzUsuńdzięki za wieści o sąsiadach, tutaj nikt o Izraelu nie wspomina, Jordańczycy skupiają się na własnych problemach, co wieczór wychodzą na ulicę i skandują przeciwko królowi. Przyglądamy się sytuacji i mamy nadzieję, że przynajmniej do naszego wyjazdu za 4 dni nic większego nie będzie się działo.
UsuńFaktycznie, w dużych miastach może być "ciepło".
OdpowiedzUsuń"rząd niespodziewanie ogłosił podwyżkę cen paliwa opałowego (diesel, kerosene) o prawie 30% i cen gazu, na którym gotuje się tu posiłki właściwie wszędzie, o, bagatela, 54% !!! "
Napiszcie jaka jest cena paliwa po podwyżce, porównamy z Polską.
Od kilku dni próbujemy wypatrzeć jakąś stację benzynową i na razie się nie udało. Nie wiem gdzie oni tankują. U nas co kilkaset metrów, a tu nic.
Usuń